piczki!
jestem osobą która lubi pisać. mam bogatą wyobraźnię... dlatego napiszę wam tutaj opowiadanie. jest to pierwsze moje takie dzieło które będzie publikowane więc bez hejtuf plz ;//
.
Jeszcze spałem. Nagle obudziły mnie skrzypiące deski. Ktoś wszedł do pokoju. Gdy otworzyłem oczy najpierw ukazała jej sylwetka,idealne wcięcie w talii, potem zobaczyłem jej długie falowane rude włosy. Gdy już oprzytomniałem ujrzałem jej uśmiech, ten piękny uśmiech, chociaż patrzyłem na niego codziennie przez 15 lat nadal go uwielbiałem. A ona stała w drzwiach, Rozalia, moja 15-letnia siostra.
-WSTAWAJ MARK!-krzyknęła
-Młoda, daj mi jeszcze chwilkę!
-Nie Mark! Wstawaj teraz! Zapomniałeś co dzisiaj jest?
-Czekaj... nie...tak... to dzisiaj jest festiwal magii?
-Brawo! Ubieraj się i schodź na dół, mama już czeka, obiecałeś że pomożesz jej z stoiskiem!
-Faktycznie-sturlałem się z łóżka na twardą drewnianą podłogę.
Zbiegłem po schodach które prawie się załamały, mama stała przy drzwiach, musiałem zanieść na rynek stół. Mieszkaliśmy niecałe dwa kilometry od miejsca docelowego. Koń którego mieliśmy był niestety bardzo słabo, ledwo dźwigał Rozalię, a co dopiero mnie i dodatkowy bagaż. Gdy dotarliśmy na miejsce pomogłem rozłożyć całą piękną biżuterię. Czasem aż żal było patrzeć że takie piękne rzeczy trzeba sprzedać żeby mieć co jeść. Ciężkie było życie... do pewnego czasu.
Około 15 rozpoczęła się zabawa. Mama z moją siostrą zajmowały się sprzedażą. Ja postanowiłem rozglądnąć się... Wiedziałem że ją znajdę, wysoka brunetka, jej włosy odbijały blask słońca. Stała w miejscu gdzie z rąk czytały przyszłość wróżki z okolicznych wiosek. Nagle moje poczucie rzeczywistości zanikło, tysiąc myśli o niej... Ocknął mnie ten głos. Cienki i wesoły, kochałem ten głos.
-Jak tam zabawa? -zapytała z uśmiechem.
-Nawet dobrze, pomagałem matce... a Ty jak się bawisz?
-Wyśmienicie...-w tym momencie ludzie zaczęli panikować. Słychać było stukot końskich kopyt. Domyśliłem się co, a raczej kto wywołał takie zamieszanie.
To byli oni. Musieli popsuć nawet najlepszą zabawę, ten dzień w którym wszyscy mieli poczuć się dobrze. Chociaż przez chwilę, nie myśleć o codzienności, o ciężkim życiu. Pięciu zniewieściałych. Pięć chłopaków pragnąc zawładnąć światem... A największą torturą był ich głos. Chwyciłem piękną Leonardę za rękę i pobiegłem z nią w stronę matki i siostry. Ona też wiedziała. Była świadoma tego co się dzieje, co może się stać. Gdy dotarliśmy na miejsce zobaczyłem zapłakaną mamę, jej zmęczona życiem twarz wyglądała jeszcze gorzej niż zwykle.
-To...to...to...to oni- wyjąkała -zabrał ją... jeden z nich.
-Który?!
-Ten Hery,Hary, nie wiem-wpadła w histerię, Leo przytuliła ją i zaczęła pocieszać.
Ja nie miałem na to sił, chciałem tylko jednego, odzyskać Rozalię. Wsiadłem na jakiegoś konia, nie wiedziałem czyj on jest. Nie martwiłem się o to, bez wyjaśnienia odjechałem... odjechałem w stronę miejsca do którego wiem że ją zabrali.
Ciong dalszy nastompi bo herbata siem skończyła i w wawa non stop jest wuwunio a po za tym to pojebany program tak jak łorsoł szor ;______________;